Archive for the ‘hotele’ Category

Hello Gienek! czyli weekend w Galery69

poniedziałek, luty 15th, 2010

Urodziny mam dopiero za kilka dni i nadal czuję się związana z informacją, że mam 31 lat, jednak prezent dostałam już w zeszły piątek. Kilka dni wcześniej mąż powiedział mi, że jedziemy na Mazury. I tyle. Pomysł wydał mi się hmmm…niekonwencjonalny, biorac pod uwagę odległość, porę roku, aurę, temperturę i fakt rekordowej długości zalegania pokrywy śnieżnej, ale co tam. Niech się dzieje co chce.

Wyruszylismy wczesnym rankiem. Założyłam, że do Warszawy będzie klasycznie po polsku, a potem już lepiej – pięknie,biało, dziko…
(ostatni raz odwiedziłam Mazury śpiąc na siedzeniu pasażera auta mojej siostry i było to jakieś pięćset lat temu)

Dziko oczywiście nie było. Wręcz przeciwnie – zobaczcie, czym można dostać się na Mazury:

W końcu, po wszystkich podróżnych przygodach (nie zadążyłam niestety zrobić zdjęcia reklamie przydrożnego baru o wdzięcznie brzmiącej treści  „Dziś flaki”) dotarliśmy na miejsce. I…odlot.
(więcej…)

ac hotels

wtorek, luty 2nd, 2010

Mój prezent na trzydziestkę był nietypowy ( podkreślam, że nie było to wczoraj…). Marcin (wtedy jeszcze nie – mąż) zaprosił mnie do Portugalii. Najpierw spytał , gdzie chciałabym polecieć, na co – jak zawsze – odpowiedziałam „do Hiszpanii” (bo Hiszpanię kocham miłością wierną i odwzajemnioną). Najwidoczniej jednak Marcin uznał, że bliskie sąsiedztwo geograficzne jest zupełnie wystarczające :-) i wybrał Portugalię.

Pierwsza była Lizbona. Jak zwykle nie wiedziałam, jaki jest plan wyjazdu i gdzie będziemy mieszkać. I jak zwykle – zostałam miło zaskoczona.  Nasz hotel zlokalizowany był w centrum miasta i wyglądał tak:


(więcej…)

lindos blu

środa, styczeń 27th, 2010

Planowalismy z Marcinem poślubny wyjazd w Alpy kiedy zadzwoniła Ania (teściowa):
– Zarezerwowaliscie już miejsca?
– Nie, przecież będziemy spać w schroniskach…
– To dobrze, kupiłam wam wakacje.

I tym sposobem znaleźliśmy sie w Lindos Blu na Rodos.

Techniką partyzancką, czyli za pomocą komunikacji miejskiej (użycie taksówki czy przysłanego przez hotel samochodu wydało nam się zbyteczne) dotarlismy do hotelu. Stanęlismy przed wejściem, i stwierdziliśmy, że pomysł Ani był , delikanie pisząc, całkiem niezły, oto dlaczego:

(więcej…)

miramonte

poniedziałek, styczeń 25th, 2010

miramonte znaleźliśmy (chociaż to za mocno napisane, znalazł go przecież –  jak wszystkie fajne hotele w których byliśmy – Marcin, mój mąż) we wrześniu 2009. wracalismy z tygodniowej trasy po alpach i postanowliśmy zregenerować nasze mocno zużyte kończyny i inne elementy organizmów w miejscu, którego standard odbiegałby jak najdalej od luksusów wysokogórskich schronisk.

moja rola w poszukiwaniach hotelu jak zwykle ograniczyła się do biernego czekania na rezultat i zgodnie z tradycją pozwoliłam się zawieźć do miejsca – niespodzianki. i tak trafilismy do bad gastein.

wybór wydawać się może nieco dziwny, szczególnie, że oboje z mężem mamy obecnie lat 31, a nie – co byłoby chyba odpowiedniejsze w takim mieście – 131…

mijając po drodze molochowate sanatoria w stylu krynicy górskiej, nabrałam nieco wątpliwości, które spotęgował widok hotelu z drogi dojazdowej. Marcin zeskanował budynek i powiedział „może być kiepsko, ma brzydki dach”.

rzeczywiście był brzydki, pomalowany czymś, co kiedyś nazywało się minia (chyba już się tego nie używa?), takie czerwonawe paskudztwo zabezpieczające blachę przed rdzewieniem…

postanowiliśmy jednak zajrzeć do środka z zamiarem ewakuacji, jeżeli wnętrze okaże się spójne z uroczą elewacją. i tu spotkała nas niespodzianka. już przed wejściem zauważyliśmy coś, co nazywamy „klimacikiem”. trudno opisać czym jest klimacik, chodzi o wrażenie, że coś jest zrobione nieprzypadkowo, niesztampowo, lekko, bezwysiłkowo, dizajnersko nienachalnie i po prostu GENIALNIE.

miramonte przywitało nas tak:

(więcej…)