Archive for styczeń, 2010

cycki doroty

środa, styczeń 27th, 2010

Dorotę poznałam 4 lata temu i zdążyłyśmy się zaprzyjaźnić. Powodem, dla którego postanowiłam poruszyć temat wymieniony w tytule, nie jest jednak sama znajomość i – choć przemknęło Wam to chyba przez myśl- zainteresowanie detalami ciała mojej koleżanki. Bo „Cycki” Doroty to wcale nie to, o czym pomyśleliscie. To zdjęcie – jedno z tych, po których zobaczeniu piszczę z zachwytu i od razu mam ochotę projektować dla nich wnętrza. Dla „Cycków” wymyśliłam otoczenie czarnej sypialni i właśnie usiłuję przekonać do tego pomysłu Marcina.

„Cycki” nie są typowym przykładem twórczości Pani Fotograf (więcej napiszę o tym przy okazji prezentacji innego ulubionego przeze mnie zdjęcia).

http://www.dorotazygula.pl/

lindos blu

środa, styczeń 27th, 2010

Planowalismy z Marcinem poślubny wyjazd w Alpy kiedy zadzwoniła Ania (teściowa):
– Zarezerwowaliscie już miejsca?
– Nie, przecież będziemy spać w schroniskach…
– To dobrze, kupiłam wam wakacje.

I tym sposobem znaleźliśmy sie w Lindos Blu na Rodos.

Techniką partyzancką, czyli za pomocą komunikacji miejskiej (użycie taksówki czy przysłanego przez hotel samochodu wydało nam się zbyteczne) dotarlismy do hotelu. Stanęlismy przed wejściem, i stwierdziliśmy, że pomysł Ani był , delikanie pisząc, całkiem niezły, oto dlaczego:

(więcej…)

miramonte

poniedziałek, styczeń 25th, 2010

miramonte znaleźliśmy (chociaż to za mocno napisane, znalazł go przecież –  jak wszystkie fajne hotele w których byliśmy – Marcin, mój mąż) we wrześniu 2009. wracalismy z tygodniowej trasy po alpach i postanowliśmy zregenerować nasze mocno zużyte kończyny i inne elementy organizmów w miejscu, którego standard odbiegałby jak najdalej od luksusów wysokogórskich schronisk.

moja rola w poszukiwaniach hotelu jak zwykle ograniczyła się do biernego czekania na rezultat i zgodnie z tradycją pozwoliłam się zawieźć do miejsca – niespodzianki. i tak trafilismy do bad gastein.

wybór wydawać się może nieco dziwny, szczególnie, że oboje z mężem mamy obecnie lat 31, a nie – co byłoby chyba odpowiedniejsze w takim mieście – 131…

mijając po drodze molochowate sanatoria w stylu krynicy górskiej, nabrałam nieco wątpliwości, które spotęgował widok hotelu z drogi dojazdowej. Marcin zeskanował budynek i powiedział „może być kiepsko, ma brzydki dach”.

rzeczywiście był brzydki, pomalowany czymś, co kiedyś nazywało się minia (chyba już się tego nie używa?), takie czerwonawe paskudztwo zabezpieczające blachę przed rdzewieniem…

postanowiliśmy jednak zajrzeć do środka z zamiarem ewakuacji, jeżeli wnętrze okaże się spójne z uroczą elewacją. i tu spotkała nas niespodzianka. już przed wejściem zauważyliśmy coś, co nazywamy „klimacikiem”. trudno opisać czym jest klimacik, chodzi o wrażenie, że coś jest zrobione nieprzypadkowo, niesztampowo, lekko, bezwysiłkowo, dizajnersko nienachalnie i po prostu GENIALNIE.

miramonte przywitało nas tak:

(więcej…)

imm cologne 2010

niedziela, styczeń 24th, 2010

targi w kolonii kończą się za 28 minut a ja już teraz – na gorąco – o tym, dlaczego warto było pojechać.

po pierwsze:
wyjazd wymyślił i zorganizował mój osobisty mąż, czyli główny dostawca inspiracji i dizajnerskich zachwytów

po drugie:

dla kominka shaker antonio citterio i toan nguyen (dla skantherm) – to moje odkrycie do tworzącego się domu (mojego, będzie o nim innym razem). kominek jest megaminimalistyczny, syntetyczny, ma idealne proporcje, dwie wersje (z krótką półeczką lub długą ławką) i jest superdokładnie wykonany – dla mnie rewelacja.
http://www.skantherm.de/index.php?id=386

(więcej…)