ac hotels

Mój prezent na trzydziestkę był nietypowy ( podkreślam, że nie było to wczoraj…). Marcin (wtedy jeszcze nie – mąż) zaprosił mnie do Portugalii. Najpierw spytał , gdzie chciałabym polecieć, na co – jak zawsze – odpowiedziałam „do Hiszpanii” (bo Hiszpanię kocham miłością wierną i odwzajemnioną). Najwidoczniej jednak Marcin uznał, że bliskie sąsiedztwo geograficzne jest zupełnie wystarczające :-) i wybrał Portugalię.

Pierwsza była Lizbona. Jak zwykle nie wiedziałam, jaki jest plan wyjazdu i gdzie będziemy mieszkać. I jak zwykle – zostałam miło zaskoczona.  Nasz hotel zlokalizowany był w centrum miasta i wyglądał tak:


Zaintrygował nas superprzemyślany wystrój,świetnie dobrane materiały i kolorystyka, więc zaczęliśmy węszyć :-)
Okazało sie, że AC (tak nazywał się hotel) to hiszpańska sieć hoteli, z których większość znajduje się w Hiszpanii, dwa w Portugalii i dziesięć na północy Włoch. Każdy z nich wygląda inaczej, jednak mają wspólną cechę – są starannie i z wielką dbałością o szczegóły zaprojektowane. Niektóre, jak odwiedzone przez nas AC Lizbona i AC Porto, są nowymi budynkami, część z nich, jak np. AC Salamanca, to odrestaurowane obiekty zabytkowe. Wnętrza odpowiadają charakterowi architektury, nawiązują do niej w elegancki i nowoczesny sposób. Wspólną cechą są stonowane kolory, wysokiej jakości materiały, starannie dobrane meble, lampy i dodatki. Jak w restauracji AC Lizbona:

i wnętrzach AC Porto:


strefa wypoczynkowa


strefa spotkań


pokój hotelowy

Jak widać, obydwa hotele klimatycznie są do siebie podobne, różni je jednak dużo niuansów wystroju, przede wszystkim – tonacja kolorstyczna. AC Porto to ciepłe szarości, czernie, i chłodne beże. AC Lizbona to ciepłe brązy, kolory cegły, rdzy. W obydwu czuliśmy się świetnie i mamy zamiar, przy okazji kolenego wyjazdu na półwysep iberyjski kontynuować poznawanie sieci AC (o ile nie zabije nas to cenowo, bo z tego co pamiętam, cena pokoju w AC Barcelona dość skutecznie nas zniechęciła, dzięki czemu wybraliśmy inny hotel, w bezpośrednim sąsedztwie Torre Agbar Jeana Novuvela, co było dużą zaletą lokalizacyjną, bo widok był, co to dużo pisać – niepowtarzalny).

A tu kilka zdjęć z naszej podróży po Portugalii:


Obowiązkowe zwiedzanie Lizobny za pomocą linii tramwajowej 28. Tramwaj na zakrętach rysuje ściany kamienic, więc będąc pieszym lepiej schować się w jakieś drzwi lub inną wnękę (chociaż jedzie na tyle wolno, że można zawsze uciekać przed nim na piechotę).


Koleżanki Ryby. Zobaczyłam je z okna tramwaju, wdzięczyły się do mnie z wystawy jednego z barów dla tubylców (Portugalczycy mają niezrozumiały dla nas zwyczaj zachęcania do konsumpcji w barach i restauracjach za pomocą eksponowania surowego mięsa i ryb na podświetlonych przeciwmuchowymi lampami wystawach – bajka ;-).


Stara Lizbona…


…i Lizbona nieco nowsza, pawilon Portugalii (Expo’98), Eduardo Souto de Moura i Alvaro Siza.


Jedno z moich ulubionych zdjęć własnej produkcji – widok z Pomnika Odkrywców w Belem.


I widok z Torre de Belem.


Kelner niosący nasze Pasteis de Belem, które barbarzyńsko zjedliśmy zanim przeczytaliśmy w przewodniku jakie są słynne :-)


Ważnym elementem Lizbony są duże ilości schodków między kamienicami i schodkowych uliczek (co utrudnia „nieco” ruch, w zamian za co dostarcza wielu miłych wrażeń estetycznych), tu w wersji nocnej.


Lizbona metrem. Mąż zwiedza, jak widać, czynnie.


A tu już północna Portugalia, park narodowy Peneda-Geres, który roboczo ochrzciliśmy nazwą „Czarna Dupa”, bo po trzech godzinach jazdy krętą dróżką i poszukiwaniu drogi do Porto (GPS jeszcze tam nie dotarł) trafiliśmy na KONIEC ŚWIATA, czyli dotarliśmy do miejsca, gdzie droga zaczęła niepokojąco zwężać się aż całkiem zniknęła.


Niższe partie Peneda-Geres.


E
spigueiros, czyli spichlerze ( a nie grobowce!) w Peneda-Geres.

Dowód na to, że w końcu dotarliśmy do Porto. Barki z porto na rzece Douro.


I jedna z uliczek starego Porto.

Marcin przeczytał wpis i powiedział, że brakuje mu zakończenia, więc kończę. Do zobaczenia.

http://www.ac-hotels.com/

Tags: , , , , ,

Comments are closed.